Translate

piątek, 7 lutego 2014

Znaki- Rozdział 2

UWAGA: Główna bohaterka ma na imię Audrey!  (zdecydowałam się na zmianę, ponieważ to imię lepiej pasuje do tej postaci, o której będę pisać).



     Kiedy Audrey przemierzała ścieżkę, która wiła się wzdłuż zacienionego parku rozmyślała. Dużo kontemplowała na tematy, których nie mogła zrozumieć, albo może nie chciała zrozumieć. Droga prowadziła prosto do jej domu, ale dziewczyna zboczyła na chwilę, by przyjrzeć się wschodzącemu, lekko pomarańczowemu z domieszką czerwonego słońcu. Nie mogła oderwać swoich oczu od tego cudu natury. Lubiła patrzeć na spadające gwiazdy, czy na deszcze meteorytów, które niestety nie zdarzały się zbyt często,  by móc lewitować myślami na opadającej skale.
Widok był przedni, Audrey wyciągnęła rękę, jakby chciała chwycić słońce i iść z nim na spacer. Jednak planeta nie wyraziła zgody i minimalnie przesunęła się, pnąc się w górę nieba oświetlając lekko okolicę. Dziewczyna ze zdziwienia uchyliła lekko sine usta i szybkim ruchem odsunęła rękę od parzącego ją obiektu. Z niedowierzaniem patrzyła na czerwone miejsce na dłoni, które ciągnęło się poprzez knykcie. Nie chciała uwierzyć, że dzień chciał ją zranić. Skrzywiła się i energicznie potrząsnęła głową i pospiesznie usiadła na pobliskiej  drewnianej ławce. Zatoczyła małe koło palcem po ranie i syknęła z bólu. Nagle Audrey usłyszała ciche pojękiwanie. Znowu myśli zaczęły kołatać jej w głowie. Nie mogła dopuścić do tego by wszystko ją przytłoczyło i niemalże skacząc zerwała się z ławki i pomknęła ku domowi, który jak się okazało nie był tak blisko, jakby się jej to wydawało.
        Przekraczając próg budynku dziewczyna poczuła niewyobrażalną ulgę. Gwałtownie spojrzała na rękę- nic tam nie było. Może jej się wydawało? Ale dla Audrey było to zbyt realistyczne, by móc uwierzyć, że rana ot tak sobie zniknęła. Znak? Ale jaki?
Ni stąd, ni zowąd w rogu  holu pojawiła się jej mama- Christina. Kobieta wysoka, lekko przy tuszy, z okrągłą twarzą i rudymi lokami nie przypominała z wyglądu swojej córki- szczupłej blondynki. Była wściekła na swoją niepełnoletnią córkę. Audrey wyrwana niczym z amoku, spojrzała przepraszająco na swoją mamę. Zasiedziała się u Simona. To była jej wina i tylko ona powinna ponieść za to konsekwencje. Oczywiście tak chciała zrobić - przeprosić matulę i prosić o kredyt zaufania... kolejny z drugiego rzędu. Może tego za wiele?
- Mamo ja wszy...- Zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, ponieważ matka w geście rozczarowania opuściła pomieszczenie i zaszyła się z powrotem do czeluści łózka kręcąc przy tym teatralnie oczami. Przynajmniej tak sądziła Audrey. Ze spuszczoną głową dziewczyna delikatnie stawiając stopy na schodach, skierowała się do jej  bunkru, bazy wojskowej, nieprzepuszczalnej powłoki, sanktuarium, do Indii, do Egiptu i do Francji- do jej pokoju.
Pomieszczenie nie jest duże, ale wystarczające do potrzeb dorastającej kobiety. Ściany w jej oazie są różne. Jedna zawierała w sobie wszystkie kolory jakie człowiek mógł wyśnić, ale druga jest zupełnym przeciwieństwem- jest czarna jak smoła.
     Kiedy Audrey zrzuciła żółty płaszcz, jaki miała na sobie wchodząc do pokoju, poczuła niewyobrażalną radość- ulgę. Z uśmiechem na twarzy usiadła przy mahoniowym biurku i chwyciła leżący na nim swój notatnik. Zapisywała tam swoje przemyślenia i choć zeszyt nie zamykał się na kluczyk traktowała go jak swój pamiętnik. Niestety zostało w nim jedyne pięć kartek. Audrey czuła, że jej myśli też się kończą- zupełnie tak jak ten dziennik, ale gdy dziewczyna uzupełni go nowymi stronicami, konstelacje myśli zatłaczając jej umysł powrócą.
Otworzyła zeszyt i chwyciła swoje ulubione pióro. Zaczęła pisać. Słowa płynęły z jej głowy niczym strumień okalający skały. Jej umysł stał się otwarty, jasny, pełny pomysłów.  Audrey zapisała między innymi swoją ulubioną sentencję polskiej poetki Haliny Poświatowskiej-  „Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.”  Dziewczynę przeszedł przyjemny dreszcz po plecach. Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do okna. Nawet nie zauważyła, że z wczesnej godziny zrobiła się popołudniowa pora. Chwyciła płaszcz i szybkim krokiem wyszła z domu.
Christina nie próbowała zatrzymywać córki, wiedziała, że jej działania są bezcelowe i nie może pomóc swojej córce i ponownie dzisiejszego dnia ze smutkiem wymalowanym na ustach odpuściła sobie gonitwę za Audrey, skoro ona nie potrafiła nawet podziękować za troskę.
     Dziewczynę ogarnął dziwny niepokój, nigdy nie odczuwała tego uczucia tak szybko. Serce zaczęło kołatać i jakby nie mieścić się w klatce piersiowej. Nie wiedziała co się dzieje i zaczęła szybko biec, i znowu myśleć.
Przecież jej mama dawno nie żyje, jak mogła być teraz w pokoju i oczekiwać powrotu córki? Tak bardzo tęskniła za mamą, że wyobrażała ją sobie, jakby była tu i jakby nic się nie zmieniło do tej pory. A zmieniło się ogrom rzeczy. Pierwszą i zarazem najsmutniejszą była strata matki, powierniczki sekretów oraz kogoś kto zdecydowanie zasługiwał na zaufanie ze strony Audrey. Mama była dla małej dziewczynki opoką, by przetrwać zmieniające się otoczenie, a co najważniejsze po prostu z nią była. A teraz, gdy zwyczajnie jej nie ma Audrey nie radzi sobie z najprostszymi sytuacjami jakie mogą ją nękać, nawet jedynka w szkole potrafiła ją zawieść do tego stopnia, że wyobrażała sobie matkę stojącą nad nią i karcącą ją wzrokiem.
     Tego było dość. Audrey nie wytrzymała napięcia i pojedyncza perełka spłynęła po jej lekko różowym policzku. Dziewczyna- tym razem powolnym krokiem- poszła odpłynąć w samotności do jej starego domu. Mimo wybitych okien miał swój niepowtarzalny urok. Ona zawsze miała klucze do leciwego mieszkania, więc ze spokojem weszła i rzuciła się na potarganą i zakurzoną sofę.


|  Witam :) !

Myślę, że rozdział jest odrobinkę dłuższy od poprzedniego, ale nie dzieje się w nim nic szczególnego. Proszę o wyrażenie swojej opinii.. dziękuję! :)
Rozdziały chyba będą pojawiać się optymalnie co tydzień (w ferie może się to zmienić, kto wie?!).

6 komentarzy:

  1. Rozdział całkiem spoko, jednak uważam, że musisz troszkę popracować nad składnią i powtórzeniami. Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg opowieści.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odczuwam w tym taką nutkę tajemniczości... Pisz III rozdział, nie daj spragnionym czekać! Halina Poświatowska <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś jest w tym, że chce się to czytać, coraz bardziej i bardziej pogłębiać w treść. Nie nudzi, wręcz przeciwnie. Podoba mi się ta nutka tajemnicy, która owiana jest główna postać. Czytając, w głowie rodzi mi się setki pytań, na które chciałabym natychmiastowych odpowiedzi. Coś każe mi cały czas myśleć nad tym co przeczytałam, szukać odpowiedzi. Czekam na kolejny rozdział, by uzyskać choć małe wskazówki, przybliżające nie do uzyskania odpowiedzi.
    BARRY! M .

    OdpowiedzUsuń
  4. BARRY BARRY.

    Nawet nie wiecie jak takie konstruktywne komentarze niosą moją podświadomość w przestworza i napawają chęcią pisania.

    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie piszesz fantastycznie <3 Uważam iż zdania są bardzo ciekawie zbudowane. A co najfajniejsze nie przynudzasz jak każdy bloog że zachorowała i bbyło z nią źle tylko tworzysz swoją oryginalną historię. Chciałabym prosić o więcej <3
    U mnie nowy wpis :-) Sylwia Ch

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm.. Rozdział drugi także jest bardzo ciekawy. Sprawia on, że chce się człowiekowi czekać na coś co będzie dalej, aż do twojej opowieści wstąpią nowe, ciekawe postacie. Czekam z niecierpliwością na dalsze przygody (jeżeli można to tak nazwać) Audrey.

    OdpowiedzUsuń